czwartek, 30 maja 2013

Rozdział XXX

Po mieszkaniu rozległ się energiczny huk otwierających się drzwi. Dziewczyny właśnie wróciły z pracy zmęczone, a jedna z nich wyjątkowo niezadowolona.
- Nie mam zamiaru nigdzie jechać! – Elizabeth rzuciła torbę na kanapę, a zaraz i ona się na niej znalazła. Skrzyżowała ramiona na piersi, fukając pod nosem jak małe dziecko. – Zostaje w domu.
Brunetka stanęła nad kuzynką, miażdżąc ją wrogim spojrzeniem spojrzeniem. Jeszcze kilkanaście minut temu miała wspaniały humor, ale jak tylko spotkała Ellie, po drodze do domu, która powiedziała jej, że nigdzie jutro z nią nie wylatuje, miała największą ochotę ją zadźgać widelcem.
- Zachowujesz się jak dziecko. – pozbierała porzucane gazety ze stolika i położyła je na półkę. – Pani Colgan zgodziła się, abyś napisała ten głupi test w innym terminie, więc już mi się nie wywiniesz. Jak będzie trzeba to cię sama spakuję i wrzucę do tego samolotu!
Elizabeth odwróciła się na kanapie, chowając twarz w poduszkę.
- Po co mam tam jechać?! – spytała niewyraźnie, wiercąc się w miejscu. – Ty będziesz zajęta Zayn’em, więc co ja będę tam sama robić?
- Będziesz naprawiać to co ostatnio w twoim życiu nie jest w najlepszym stanie. – wytłumaczyła, próbując nieco opanować sytuację, którą rankiem zostawiły w mieszkaniu.
- W moim życiu wszystko jest tak jak powinno. – odparła, podnosząc się. Ruszyła w kierunku drewnianych drzwi do swojego pokoju.
Nienawidziła tych momentów, kiedy musiała przeprowadzać z Wiewiórką poważne rozmowy, ale to chyba jest jedno z jej zajęć – sklejać  ją w całość. W końcu była jej starszą siostrą cioteczną, musiała jej pomagać. Naprowadzać ją na tą dobrą stronę, pokazywać jej co jest dla niej najlepsze.
Westchnęła cicho, odłożyła szklankę, którą trzymała w dłoni i ruszyła w stronę pokoju kuzynki.
- Wiesz, ja też potrafię udawać, że wszystko jest ok. – powiedziała, wchodząc do pomieszczenia.
- Ja nie udaje.
Usiadła koło niej na łóżku i przyciągnęła ją do siebie, aby położyła jej głowę na kolanach. Uśmiechnęła się lekko, gdy tak zrobiła. Była niczym maleńkie dziecko – takie słodkie.
- Zbyt długo cię znam, kochana. – odgarnęła jej włosy z czoła, przyglądając się jak Wiewióreczka unika jej wzroku, aby nie ukazać swojego bólu, który kumuluje jej się w oczach. – Jak zostaniesz tutaj, to będziesz musiała siedzieć z Andrewem, który będzie kazał ci co kilkanaście minut dzwonić do Zayna, aby zapytać się, co tam u niego. – zaśmiała się, wspominając obsesje Andrewa na punkcie jej chłopaka. – A co gorsze, zostaniesz tutaj sama, bo Andrew będzie z Erickiem. – A tak, to przynajmniej spotkasz się z Liamem. – widząc jak kuzynka otwiera usta, aby powiedzieć, że wcale tego nie chce, więc kontynuowała. – Przyda ci się to, wyjaśnicie kilka rzeczy, a on naprawdę tego chce, Elizabeth. Udając taką niedostępną, doprowadzisz do tego, że jako stara babcia nie będziesz z twoim Liamusiem, nie będziecie mieli gromadki wspaniałych dzieci, nie będziecie się bzykać całymi dniami i nocami.. będziesz stara, pomarszczona, z kotami. – pogroziła jej palcem.
- Ale.. - Black próbowała powiedzieć coś dość dobrego, ale nie znalazła nic takiego. - Oh.. no dobra, ale będziemy w innych hotelu, dobrze? Najlepiej w takim, który jest w samym centrum Nowego Jorku. Nie obchodzi mnie to, że wydamy na niego fortunę..
Lucy wydała z siebie cichy chichot, z uśmiechem pełnym zadowolenia.
- Dobrze, ale masz nie uciekać przed nim. - pogroziła jej palcem. - Bo wiem, że jesteś do tego zdolna.

- Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy. - z głośników odbiegł kobiecy głos stewardessy.
Dziewczyny postąpiły zgodnie z wskazówkami jakie im podano i czekały, aż samolot znajdzie się na lotnisku.
- Nowy Jork.. - Lucy uśmiechnęła się relaksująco, przeciągając się na siedzeniu. - Byłaś tutaj kiedyś? - przeniosła wzrok z okienka, na którym było widać te piękne miasto z lotu ptaka, na kuzynkę, która w ogóle nie kontaktowała się ze światem. - Elizabeth?
Potrząsnęła głową, spoglądając na brunetkę, która miała niepewny uśmiech na twarzy.
- T-tak? - spytała po chwili.
- Pytałam się, czy byłaś tu kiedyś.. - powtórzyła, czekając na odpowiedź.
- Nie, nie byłam. - zaśmiała się cicho. - Liam, kiedyś proponował mi, abym tu z nim przyjechała. Sądzi, że Nowy Jork to niesamowite miasto..
Jedna z stewardessek przeszła obok upewniając się, czy wszyscy pasażerowie mają zapięte pasy, powiedziała coś i zaraz poszła dalej.
- Bo takie jest. 
Po kilkunastu minutach dziewczyny znalazły się już w budynku lotniska, gdzie ludzie chodzili pośpiesznym krokiem, ciągając za sobą na kółkach walizki, pilnując pilnie dzieci, czy grzebiąc w torebkach.
- Lucy? - zawołał niski, męski głos. - Lucy?!
Brunetka odwróciła się słysząc jak ktoś wymawia jej imię. Wysoki, umięśniony mężczyzna podążał za nimi, z lekkim, prawie niezauważalnym uśmiechem na twarzy.
- Charles! - uśmiechnęła się szeroko, widząc ochroniarza Zayna idącego w jej stronę. - Jak się tu znalazłeś?
Podszedł do nich i mimo ich protestów wziął ich wózek z bagażami i pchał go, podążając razem z dziewczynami do wyjścia.
- Pewien knypek poprosił mnie, aby zadbał o wasze bezpieczeństwo. - zaśmiał się, spoglądając na swoje towarzyszki. - Chodźcie samochód już czeka..


____________________________________________________________________

Długa przerwa, ale rozdział jest. Minęło równe dwa tygodnie, to chyba najdłuższa z przerw.. Jedną z części rozdziału napisałam kilka dni temu, a dzisiaj go dokończyłam. Jestem zdziwiona, ale pewien film zachęcił mnie do pisania, za co bardzo dziękuję. Zapewne niebawem Was zdziwię, ale taka kolej rzeczy.
Rozdział przyznam - niezbyt interesujący, ale czasami muszą takie być. W następnym znajdzie się więcej emocji, ja też pewnie przy nim dużo ich zużyję {czytaj: będę płakać, będę piszczeć...}. Mam nadzieję, że Wam się nie nudzę, chodź to jest bardzo prawdopodobne :/
Nie będę Was zanudzać..
Dziękuję każdemu za wsparcie, komentowanie i miłość.. Ninja.

PS. Co za mordki! 



czwartek, 16 maja 2013

Rozdział XXIX


W przestrzennej sali już nikogo nie było, jedynie wysoka dziewczyna, ze długimi, rudymi włosami szła wzdłuż regału z książką w dłoni, która nie leżała w tym przedziale co powinna. Odłożyła ją na odpowiednią półkę z działem erotycznym i uśmiechnęła się mile na widok swojej szefowej, opartej o framugę drzwi na zaplecze, przez które za chwilę miała przejść. Mimo, że Maria była jej szefową, to lubiła ją, jest miła, uśmiecha się do niej i co najważniejsze - dobrze płaci. Jest w wieku mamy Ellie, jak i nie starsza. Jej koleżanki z pracy nie raz mówiły, że jest zawziętą suką, ale ona jakoś tego nie zauważała – Maria nie była taka dla niej.
- Dzieciaki często przychodzą i czytają je pomiędzy regałami. – zaśmiała się cicho, wskazując na książkę, którą przed chwilą trzymała dziewczyna.
Z gardła Elizabeth wydobył się cichy chichot, przy czym na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Nie dziwie się im, kiedy byłam piętnastolatką to kupowałam takie książki w tajemnicy przed mamą. – zaśmiała się, po raz kolejny. Przetarła blat kasy ściereczką nawilżającą do mebli, a kiedy skończyła już tą czynność, wyrzuciła ją do kosza. – Mama dalej o tym nie wie.
- Więc co polecasz do czwartkowy wieczór? – spytała, z szczerym uśmiechem na twarzy.
Olivia Cunning „Za Sceną” świetna książka. Moja ulubiona pisarka.
Maria zaśmiała się cicho, przyglądając się z zamyśleniem swojej pracownice.
- Czytałam. –odpowiedziała, cały czas w zamyśle, bezustannie się uśmiechając. – Elizabeth.. lubisz tą pracę? – spytała po dłuższym zamyśleniu.
- Lubię . – odpowiedziała od razu, również spoglądając na starszą blondynkę. – I to nawet bardzo. Cały czas obracam się pośród książek, co lubię. Lepsza praca nie może się znaleźć jeśli to się lubi. – wyjaśniła.
Jej pracodawczyni uśmiechnęła się szeroko, słysząc słowa, które wypowiedziała Elizabeth.
- Tylko się pytałam. – powiedziała przechodząc koło niej. – Możesz już iść, ja zamknę księgarnię, kochana. Miłego wieczoru. – uśmiech pojawił się po raz kolejny na jej pomarszczonej twarzy. Zniknęła za drzwiami od magazynu, a w budynku, słychać było tylko stuk obcasów.

- Elizabeth! – Lucy wręcz wyskoczyła zza drzwi, kiedy ta miała zamiar je otworzyć.
Młodsza z kuzynek podskoczyła, patrząc z przerażeniem, ale kiedy zdała sobie sprawę, że to tylko jej zwariowana siostra cioteczna, odetchnęła z ulgą.
- Chcesz, abym zawału dostała? – spytała, z cichym śmiechem, wymijając ją.
Odwróciła się za nią, patrząc jak wchodzi do swojego pokoju. Na twarzy brunetki znajdował się szeroki uśmiech, jeszcze niecałą minutę temu skakała z radości. Weszła za nią do sypialni, przyglądała się jak odkłada torbę na łóżko i rzuca się na nie ze zmęczenia.
- Zgadnij kto do mnie dzwonił. – powiedziała w pełni szczęścia, wręcz będąc w skowronkach. Miała największą ochotę wykrzyczeć to Wiewiórce, kto do niej dzwonił, po co dzwonił i co z tego wynikło.
Ellie podparła głowę łokciem i przyglądała się przed dłuższą chwilę dziewczynie, próbując jak najwięcej informacji wyczytać z jej wyrazu twarzy.
- Zayn. – odpowiedziała, przewracając oczami.  – Powiedział, że za tobą tęskni, bla bla blach.. – pomachała głową znacząco, - i z tego powodu obciąga sobie, wyobrażając sobie, że to ty? – spytała, myśląc, że zgadła. Zaśmiała się z tego co powiedziała i położyła się plackiem na wygodny materacu.
Wigmore westchnęła głośno, wzięła poduszkę i walnęła nią kuzynkę w brzuch.
- A to za co? – parsknęła, patrząc na nią oskarżycielsko.
Nie miała zamiaru odpowiadać na jej pytanie. Walnęła ją, bo ma niewyparzony język. Zawsze potrafiła ją zdenerwować.
- Dzwonił, żeby mnie o coś zapytać.. – wyjaśniła, siadając na krańcu łóżka, dalej z uśmiechem na ustach.
- Niech zgadnę.. – wyciągnęła wskazujący palec w górę, - chciał cię zapytać, czy krzyczysz jego imię podczas..
- Nie, zboczuchu. – odpowiedziała, wiedząc co kuzynka ma zamiar powiedzieć. – I brakuje ci seksu. Tylko o tym teraz myślisz. – pomachała przecząco głową, słysząc jak Wiewiórka  się śmieje. – Ale to może się zmienić.. – na jej twarzy pojawił się uśmiech, widząc rozkojarzoną minę na twarzy dziewczyny. – Dzwonił, aby się zapytać czy nie chciałabym polecieć do Nowego Jorku za tydzień w czwartek, aby mieć dłuższy weekend dla siebie.. powiedziałam mu, że niezbyt mogę… - tłumaczyła, bawiąc się palcami, przy czym jej kąciki ust były lekko podniesione. – Powiedział jeszcze, że bilety są już kupione i wysłane do nas.. więc najwyraźniej nie mam wyboru. – westchnęła. – Oczywiście lecisz ze mną, pewnie osoby bardzo naciskały na to. – zaśmiała się, naciskając na słowo „pewne”.
Black przenalizowała cały tydzień i zdając sobie sprawę, że nie ma żadnego ważnego sprawdzianu, wpatrywała się w sufit.
- Kiedy byśmy wylatywały?
Zastanowiła się chwilę, zanim odpowiedziała.
- Jak dobrze pamiętam, to czwartek o ósmej wieczorem. – uśmiechnęła się szeroko.
- Nie mogę. – bez żadnego zastanowienia powiedziała od razu, unikając wzroku brunetki.
- Ale czemu? – mina od razu jej zrzędła.
- Mam.. – zamyśliła się, szukając dobrej wymówki. – Sprawdzian z romantyzmu w piątek. Nie mogę.. rozumiesz ważny sprawdzian, a poza tym i tak nie idzie mi dobrze z historii.
Westchnęła głośno, rozmyślając nad problemem kuzynki. Elizabeth nie miała najmniejszej ochoty lecieć do Nowego Jorku. Lucy jedzie do Zayna, co oznacza, że będzie też tam Liam, a ona nie ma zamiaru się z nim spotykać. Złość nadal jej nie przeszła, tylko jakby z biegiem czasu nasilała się.
- Przecież ostatnio złapałaś kilka dobrych ocen..
- Dwie tróje i jedną czwórkę plus. – usiadła po turecku na łóżku, przyglądając się Lucy, która najwyraźniej ty faktem była zasmucona, ale także przejęta.
Zawsze traktowała ją jak młodszą siostrę, potrafiła się nią zaopiekować, choć najczęściej Elizabeth tego nie potrzebowała.
- Nie będziesz mogła tego napisać szybciej, albo później? – spytała, z jak największą nadzieją, że jest taka możliwość.
- Wątpię. – skłamała. Mimo, że miała słabe oceny z tego przedmiotu, nauczycielka lubiła ją na tyle, aby spotkać się z nią w innym terminie i napisać tą pracę.
- Porozmawiaj z nauczycielką.. – poprosiła. – Wiem, że ten sprawdzian jest dla ciebie ważny, ale ten wyjazd i tobie i mi się przyda. – uśmiechnęła się lekko.
- Przecież możesz pojechać beze mnie. – wyjaśniła, patrząc na podnoszącą się szczupłą brunetkę.
- Nie, nie mogę, Elizabeth. – spojrzała na nią ostro. – Nie próbują się wymigać, bo jeszcze ode mnie dostaniesz. Jedziesz ze mną i koniec kropka i jak będzie trzeba to i ja pogadam z tą pizdą od historii. – warknęła zła. – Lepiej dzwoń do rodziców i powiedź im, że jedziesz.
Westchnęła głośno. Co jak będą w tym samym hotelu co słynny zespół One Direction? Co ja będzie za jej ścianą spał Liam? Kurwa, czemu stresowała się przed takim czymś? Zawsze chciała pojechać do Nowego Jorku i pozwiedzać sklepu w tym niesamowitym mieście, więc czemu ma przejmować się swoim chłopakiem, z którym jest pokłócona, któremu przy pierwszej lepszej chwili ma zamiar wyrwać flaki?
No właśnie.. jej chłopak. 

___________________________________________________________________

Dość długo czekaliście na nowy rozdział, ale już się pojawił. Znowu może być dla Was nudny, krótki {a przyznam w części dla mnie też taki jest}, ale po prostu trzeba wyjaśnić pewne rzeczy, poza tym, nie zawsze musi być super, super, super.
Wątpię, abym dała radę napisać nowy rozdział w weekend, mam pełno pracy do gazetki szkolnej i jeszcze wyjeżdżam na połowę dnia w sobotę, a co najważniejsze nie wiem czy najdzie mi wena. 
Życzcie mi powodzenia jak Was kocham i całuję,
Ninja

PS. Nie potrafię wybrać gifa, ale mam sdjkhds Nialla. 



środa, 8 maja 2013

Rozdział XXVIII

Niższa dziewczyna obejrzała się za siebie, spoglądając na przyjaciółkę.
- Tutaj? – spytała, kładąc dłoń na metalowej klamce.
Uśmiechnęła się, kiwając twierdząco głową. Otworzyła przed nią drzwi i zaczekała, aż Emily wejdzie do mieszkania.
- Elizabeth jesteś? – odłożyła swoją torbę na półkę w korytarzu. Weszła w głąb mieszkania, rozglądając się za kuzynką.
Motocyklistka rozglądała się po wnętrzu z zainteresowaniem. Ładna kuchnia, z ciężkimi blatami. Kanapa, która prosiła, aby na niej usiąść, puszysty dywan, który można znaleźć w każdym z pokoi. Stylowe zasłony, w modnych kolorach fioletu.
- Już, już jestem. – powiedziała Ellie, wychodząc zza drzwi. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech, kiedy na swojej drodze spotkała przyjaciółkę. – Ile ja lat cię nie widziałam. – Zaśmiała się, wpadając w jej ramiona.
Obydwie zaśmiały się. Lucy przyglądała się im z kuchni.
- Jakiś tam.. rok?
- Myślałam, że dłużej. – po raz kolejny z jej ust wydobył się chichot, których jej dzisiaj wyjątkowo brakowało. – Urosłaś i… - obejrzała ją ze wszystkich stron – wypiękniałaś. – klasnęła w dłonie z zachwytu.
- Widziałaś jej motor?
Elizabeth spojrzała badawczo wielkimi oczyma najpierw na kuzynkę, następnie na Emily.
- M-motor? – spytała, podbiegając do okna. – O mój B-boże – mówiła zakochana zieloną pięknością, podziwiając zza szyby błyszczące cacko, które wyglądało jakby wyjechało dopiero co z salonu, i tak było. – Zabije się.
Dziewczyny zaśmiały się głośno. Po mieszkaniu rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę! – wrzasnęła Wiewiórka, dalej stojąc w oknie.
Drzwi wydały cichy skrzek. Na korytarzu pojawił się chłopak, trzy pary kobiecych oczu skierowały się w jego stronę.
- Cześć. – na twarzy Andrewa, widniał delikatny uśmiech. – Wpadłem tylko po szklankę cukru, zapomniałem ku..
Kuzynki zaśmiały się jednocześnie.
- Tak, tak kochanie. – powiedziała Lucy podchodząc do niego. – To jest Emily, Emily to Andrew. – przedstawiła ich sobie, cicho chichocząc. – Naprawdę chcesz cukru, czy przyszedłeś, bo przyszedłeś? – spytała z uśmiechem.
- To drugie. – Zaśmiał się, siadając koło Ellie.


Chłopak przyglądał się przez dłuższą chwilę przyjacielowi. Kiedy patrzał na niego od razu pojawiało się w nim poczucie winy. Ta rozcięta warga.. Co go napadło wtedy w klubie, aby posunąć się, aż do takiego czegoś? Pobić Nialla, tylko dlatego, że poniosła go adrenalina? Nie, był zazdrosny. Zawsze jest zazdrosny, gdy widzi jak on na nią patrzy. Elizabeth miała racje. Zachował się jak ostatni idiota.
Elizabeth – kolejny powód do zamartwiania się. Musi jak najszybciej z nią porozmawiać.
- Mam coś na twarzy? – spytał zaspany Niall, wiercąc się na niewygodnym fotelu, zresztą każdy taki jest w tym samolocie.
Zaśmiał się cicho.
- Nie. – zastanowił się przez chwile, musi jeszcze raz poruszyć ten temat. – Przepraszam Niall, ja naprawdę nie chciałem cię ude..
Nie zdążył dokończyć zdania, bo ten już mu przerwał.
- Rozumiem, Liam. – uśmiechnął się do niego sennie. – Byłeś pijany, nie myślałeś trzeźwo. A tak poza tym – uniósł lekko kąciki ust, kładąc głowę na poduszce – nigdy nie zabrałbym ci dziewczyny, nigdy. Nie mógłbym  ci tego zrobić.
Na same te słowa Liam odetchnął z ulgą. Zresztą jak w ogóle mógł pomyśleć, że Niall mógłby coś takiego zrobić. Był jego przyjacielem, prawdziwym. A przyjaciele nie robią czegoś takiego.
- Ellie jest zbyt zakręcona – zaśmiał się cicho – chyba bym jest nie ogarnął. Tylko ty to potrafisz. – zmierzwił włosy, odgarniając grzywkę, która opadała mu na czoło. – Nie żeby była jakaś nieogarnięta. – zaśmiał się po chwili. – Po prostu.. wy pasujecie do siebie. Ty wypełniasz ją, a ona ciebie.
Uśmiechnął się słysząc te słowa. Miał rację, byli dopasowani jak dwie połówki jabłka.
- Więc lepiej coś zrób, bo ona jest uparta i nie da ci tak łatwo nie wybaczy tego, co mi zrobiłeś. Jestem jej oczkiem w głowie, Liam. – zaśmiał się po raz kolejny, ukazując swoje proste, śnieżnobiałe zęby.

Szczupła sylwetka przemierzała przez salon, z butelką wina w dłoni, w koszuli nocnej i krótkich spodenkach.
- Nie daj się namawiać, Emily. – zaśmiała się brunetka, stawiając na stole szklaną butelkę.
- Nie będę nic pić. – zawzięcie zaprzeczała. – Powinnam być już w drodze do Wakefield. – podniosła się z kanapy, chcąc wstać.
Wiewiórka złapała ją za nadgarstek i pociągnęła. Usiadła i zaśmiała się głośno, opadając na oparcie kanapy.
- Zastajesz dzisiaj na noc. – pogroziła jej palcem. – Nic się nie stanie jak nie pójdziesz jeden dzień do szkoły, droga Emily’o. – A poza tym dopiero co przyjechałaś.
Dziewczyna westchnęła głośno, odgarniając lok włosów opadający jej na twarz.
- Chyba nie mam innego wyboru..
- Oj nie masz kochana. – Andrew zaśmiał  się, uśmiechając szeroko.
Wigmore odkorkowała butelkę, wlewając jej zawartość do każdej z lampek, podała ją przyjaciołom i sama zajęła wolne miejsce na fotelu.
- To.. – na twarzy Emily pojawił się ciekawski uśmieszek – jak poznałyście swoich chłopców?
- To wszystko jej wina! – brunetka wytknęła palcem kuzynkę, głośno się śmiejąc.
Ellie złożyła dłonie na piersi, udając oburzoną.
- To nie moja wina, że jakiś głupi Niall Horan zabrał mi moją torbę.
Cała czwórka zaśmiała się głośno, popijając przy tym wino. Zapowiadała się długa noc...

____________________________________________________________________

Przepraszam za jakiekolwiek błędy, nie sprawdzałam zbytnio rozdziału, bo mi się nie chce, a poza tym muszę uczyć się do testu.
Nienawidzę tego pisać, ale.. proszę doceńcie moją pracę. To naprawdę miłe, czytając masę komentarzy, wiem, że wielu czyta to opowiadanie, co widać po wejściach na tego bloga, ale maleńka część pozostawia po sobie jakikolwiek znak. Mam nadzieję, że przeczytam chociaż z 10 komentarzy, choć to jest mało prawdopodobne, ale never say never.

Kocham Was, Ninja.


piątek, 3 maja 2013

Rozdział XXVII

Po pokoju roznosił się nieprzyjemny zapach alkoholu. Chłopak powiercił się na łóżku, wymacując ciało dziewczyny. Nie było jej. Otworzył oczy. Światło dzienne oślepiło go, potarł obolałe oczy i zmrużył je lekko, aby lepiej widzieć. Miał racje – nie było jej. Leżał sam w łóżku, nawet nie pamięta jak wrócił do domu, pamiętał tylko jak.. O kurwa.
Poderwał się z miejsca, stając na proste nogi. Poczuł ból u nasady skroni. Skrzywił się lekko i potarł obolałe miejsce. Kac dawał po sobie znać. Wypił za dużo, ale nie dopuszczał do siebie myśli z wczorajszej nocy, prosił, aby to był tylko zły sen. Przecież nie mógł być, aż tak głupi, aby to zrobić.
Wyszedł z sypialni. Na jego umięśnionym ciele znajdowały się tylko czarne bokserki. Jak to możliwe? Zajrzał do kuchni – pusto. Popchnął drzwi od łazienki i rozejrzał się po niej, w koszu znajdowały się jego wczorajsze ubrania z imprezy. Skarcił siebie w duchy, ruszył w głąb korytarza, uchylił drzwi do pierwszego z pokoi – nic. Ciche szmeranie wyrwało się z … pomieszczenia. Pośpiesznie ruszył do sypialni obok. Drzwi do pokoju były uchylone, Elizabeth stała przy łóżku już ubrana, pakując koszulkę do swojej torebki.
- Nawet się do mnie nie odzywaj. – Powiedziała od razu, irytowana jego bezczelnym zachowaniem.
Sięgnęła po swój telefon, leżący na stoliku nocnym. Wsunęła go do kieszeni spodni. Zawiesiła pasek od torebki na ramieniu i wyminęła go, nawet na niego nie spoglądając.
- Elizabeth, ja prze..
Przerwała mu, dobrze wiedząc, co chce powiedzieć.
- Mnie przepraszasz?! – Położyła torbę na kanapie, odwracając się w jego stronę. Niemal miażdżyła go tym groźnym wzrokiem. – Mnie uderzyłeś?! – Pomachała przecząco głową. –.. Nie mogę tego nazwać uderzeniem. Ty go pobiłeś!
Wsunęła na swoją stopę buta, straciła na chwilę równowagę, ale podparła się o półkę. Podniosła wzrok i spojrzała na niego.
- Liam, to twój przyjaciel. – Powiedziała litościwie. – Co cię w ogóle napadło? – Spytała, ale kiedy tylko rozchylił usta, aby coś powiedzieć, ta kontynuowała. – A no tak.. – klasnęła wymownie w dłonie – Wielki Wszechwiedzący Samolubny Liam musiał wkroczyć do akcji i pokazać jak to jest ważny i zazdrosny. – Parsknęła zakładając drugiego buta.
Spuścił wzrok. Po raz kolejny miała racje i to on zawinił.
- Kochanie to nie było tak..
Podszedł do niej, ale ta wyciągnęła dłonie do przodu, sugerując, aby nie zbliżał się do niej.
- Myślałam, że jesteś dojrzały. – Powiedziała cicho. – Ale ty jesteś jednym z tych cholernych pieprzonych dupków. Zawiodłam się na tobie.. – Pomachała przecząco głową, spojrzała na niego, ale ten unikał jej wzroku. – Nie pisz, nie dzwoń, mam ciebie dosyć, tak samo jak twojej głupowatej zazdrości, nawet nie wiem, o co.
Wyminęła go, na co ten odwrócił się za nią spoglądając gdzie idzie. Był pełen smutku i złości – złości na samego siebie.
- O co? Nie widzisz jak każdy męski wzrok zwraca się ku tobie, kiedy przechodzisz obok? – Spytał zdziwiony, ale nadal zdruzgotany.
Zakpiła, machając przecząco głową. Sięgnęła po swoją kurtkę, którą założyła na barki.
- Zapomniałeś o najważniejszym - mnie oni w ogóle nie obchodzą. - Spojrzała na niego zaciskając dłoń w pięść. Czuła się jak dziwka, która klei się do pierwszego lepszego. - To jest tylko twoja chora wyobraźnia Liam! – Krzyknęła nie mogąc wytrzymać całej tej sytuacji. – Denerwujesz mnie! Jak mam z tobą być skoro ty napadasz na przyjaciela, wymyślasz sobie jakieś bzdury..? Powiedź mi jak?!
Spuścił głowę, nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie potrafił.
- Wiedziałam. – Otworzyła drzwi i spojrzała na niego. – Radzę ci się szykować, za dwie godziny wyjeżdżacie.

Tego ranka cała załoga wstała już przed świtem, aby przygotować się do długiej podróży. Ciemno włosy rozejrzał się po domu, w poszukiwaniu czegoś, co mógłby zapomnieć.
- Masz wszystko. – Zapewniała go Lucy z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie chciała się z nim żegnać. Ogarniał ją smutek, że nie będzie go widziała tyle czasu.
Postawił dwie duże walizki koło drzwi. Odwrócił się, spoglądając na brunetkę, która opierała się plecami o ścianę, bawiąc się swoimi palcami. Podszedł do niej. Ujął jej dłoń, czekając aż jej szaro-zielone tęczówki spojrzą na niego.
- Lucy.. – powiedział cicho, kładąc dłoń na jej talii i przyciągając ją do siebie. Ujął jej twarz w dłonie, a kiedy spojrzała na niego cmoknął ją lekko w usta. – Niedługo wrócę. – Uśmiechnął się do niej blado. – Ten miesiąc szybko minie. – Zapewniał jej, kciukiem pocierając o jej policzek.
- Miesiąc bez ciebie. – Poprawiła go, kładąc mu dłoń na szyi.
Patrzyli na siebie przez chwilę – w ciszy i skupieniu, aby zapamiętać każdy rys twarzy, piękne oczy.. każdy najdrobniejszy szczegół.
- Szybko minie. – Powtórzył, uśmiechając się pocieszająco.
Zayn skrzywił się lekko słysząc trąbnięcie klaksonu, a Lucy westchnęła cicho.
- Kocham Cię, Skarbie. – Pocałował ją czule. – Zadzwonię do Ciebie jak wylądujemy.
Wtuliła się w niego mocno, wąchając miły zapach jego skóry i wody kolońskiej. Tak bardzo nie chciała przerywać tej chwili..
Podszedł do drzwi i ujął rączki od walizek.
- Do zobaczenia kochanie. – Uśmiechnął się do niej i nacisnął na klamkę, po czym pociągnął drzwi.
Podeszła do niego i złączyła ich usta krótkim pocałunkiem.
- Do zobaczenia kochanie. – Odpowiedziała mu tym samym z lekkim uśmiechem, dodającym mu otuchy. – Zadzwoń jak wylądujecie! – Krzyknęła wychodząc za nim.
Samochód stał już na podjeździe czekając na niego. Paul wyszedł pomagając Zaynowi z walizkami, a Lou z Harry’m pomachali jej z samochodu. Odmachała uśmiechając się do nich. Wyglądali tak pięknie, ukryci przed światem, jako para.
- Cześć Lucy! – Krzyknął Niall z podbitym okiem, rozciętą wargą i lekko posiniaczoną twarzą wychylając się przez okno, że niemal wypadł, gdyby Liam go nie przytrzymał.
Czyżby się pogodzili?
Pomachała im, kiedy wyjeżdżali z podjazdu, wstrzymując łzy. Za miesiąc wróci - powtarzała sobie, odprowadzając ich wzrokiem do końca ulicy. Nienawidziła się żegnać, tym bardziej z nim - Zaynem. Westchnęła głośno i wróciła się z rezygnacją do domu chłopaka. Pozgaszała światła i zamknęła go.
Z zawieszoną torbą na ramieniu szła wzdłuż chodnika. Słońce wyszło zza deszczowych chmur, ogrzewając Londyn. Wszystko było dzisiaj takie piękne, tylko najgorsze, że Zayn musiał wyjechać. Mogli spędzić ten dzień nad jeziorem, robiąc sobie piknik, albo pojechać do znajomych czy iść do parku, nie przejmując się szalonymi fanami Zayna. Szła większą część drogi w zamyśle. Tak! Krzyknęła sobie w myślach wpadając na wspaniały pomysł. Trzeba w końcu wykorzystać wspólny samochód z Ellie, ale muszą zaczekać tylko na ładniejszą pogodę i na chłopaków i będzie super. Morze, albo biwak pod namiotami.. Już nie mogła się doczekać!
Doszła do kamienicy, zamrugała, wyostrzając wzrok. Zielony motocykl suzuki, czarne skórzane spodnie, a do tego kurtka, z niebieskimi paskami. Podeszła nieco bliżej, przyglądając się postaci. Czerwone loki, związane w kitka.
- Lucy! - Emily uśmiechnęła się szeroko, zauważając ją.
Brunetka zaśmiała się i podeszła do niej, tuląc się z nią na przywitanie.
 - Cześć. - powiedziała za raz i spojrzała na nią badawczym wzrokiem. - Widziałam cię w gazecie.. z Zaynem Malikiem.